Konieczność.


 “Nic się nie dzieje przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność.”
                          Platon

Konieczność to coś uważane za bezwzględnie potrzebne, coś czego nie da się, albo jest trudno uniknąć. Z definicji są to zjawiska i zdarzenia, polegające na nieuchronnym wynikaniu. I teraz pytanie do rozmyślań: co w moim życiu wynikało z konieczności, a co nie. Życie jest ciągiem przypadków i zdarzeń, niektóre wynikają z konieczności, ale po latach trudno określić, które z nich to była konieczność faktycznie. Bardzo dużo konieczności pojawiło się w moim życiu z chwilą założenia własnej rodziny. Wcześniej wiązały się one głównie z tym, że trzeba się było uczyć i można było próbować je ominąć, 😉 a wtedy zjawiły się już takie konieczności, bardziej konieczne. Pojawienie się dzieci jeszcze wzmacniało to poczucie różnych konieczności, związanych z zapewnieniem rodzinie życia na jakimś poziomie. Stąd w starym dowodzie masa pieczątek, świadczących o zmianie miejsca pracy, bo każda taka zmiana wiązała się z wyższymi zarobkami. Pod koniec tego okresu udało mi się popracować trochę “na zachodzie” i po około 20-tu latach pracy najemnej stać mnie już było na to, aby zainwestować w pracę u siebie. To zupełnie inna jakość i inne konieczności. Gdy Dzieci poszły na swoje, zdecydowanie ich ubyło, wszystko stało się jakby mniej konieczne, życie przestawiło się bardziej na przyjemności, ale bez przesady. Gdy Halinka przeszła na wcześniejszą przed emeryturę, zwiedziliśmy trochę Europy, przestaliśmy odkładać niektóre rzeczy na później, a odkładaliśmy sprytnie niektóre konieczności. Dużo by opowiadać i tak było do 60-tki. Potem niestety Halinka zaczęła chorować, a to sprowadziło całą masę różnych nowych konieczności. Niektóre z nich były krytyczne, czyli trzeba było je bezwzględnie realizować, pod groźbą utraty życia. Niestety życie Halinki zakończył okropny nowotwór i zostałem sam. A teraz z konieczności żyję na jednym gospodarstwie domowym razem z synem. Ta konieczność akurat się dla mnie szczęśliwie złożyła, bo samotność jest wredna i nie daje człowiekowi żyć. Również z konieczności muszę się teraz postarać odrobić choć trochę tę dziurę w zapasach gotówki, która powstała w związku z chorobą Halinki, więc nie ma mowy o nudzie, czy biernym oczekiwaniu na ostateczne rozwiązanie. Innymi słowy, żyję normalnie, tylko z konieczności bez Halinki.
Podsumowując, to bardzo wiele w moim życiu było koniecznością, ograniczało to moją wolność, ale chyba taka właśnie jest treść życia większości ludzi, składa się w dużej mierze z konieczności. 


Komentarze

  1. Trudno czasami określić, co jest lub, co było konieczne. W pewnych sytuacjach
    działa twardy determinizm, a w innych przyczyn jest tak wiele, że trudno znaleźć jakąś najważniejszą. Pewne konieczności, jak to opisałeś na przykładzie swojego życia, sprawiają, że musimy się do nich dostosować, jeśli chcemy, aby życie miało jakiś sens. Jak pisał Zhuangzi trzeba wtedy "zamieszkać w nieuniknionym", bo niewiele można zmienić poza tym, aby przystosować się do zmiany. Śmierć najbliższej Osoby jest bardzo ciężkim przeżyciem, ale przede wszystkim zmianą...Czy do wszystkiego można się przystosować, albo wszystko akceptować - nie wiem.
    Dobrze, że mieszkasz z Synem, bo samotność jest jednak "ciężka" 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. Do wszystkiego na pewno nie da się przystosować, nie mówiąc już o akceptacji, ale wszystko da się wytrzymać. Dziękuję za wnikliwy komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie Ci współczuję...Wytrzymać i znieść może człowiek wiele, ale lepiej czasami, żeby nie był poddawany opresji, czy "próbie".

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym powiedziała, że bez konieczności nie ma życia. To raczej normalne i "zdrowe" (to może niezbyt pasujące słowo), że coś trzeba. Wszystko, za co się człowiek wziął, na co się odważył, co przedsięwziął (niezależnie zupełnie czy poniósł w tym porażkę czy udało mu się to) -buduje człowieka. To, co sądzą o człowieku inni- to ich wycinek postrzegania. Jak świat byłby bogaty i chyba o wiele mądrzejszy i sensowniejszy, gdyby każdy człowiek opowiedział o sobie i został wysłuchany, nie uważasz?
    Mam nadzieję, że Twoje życie jest Twoim powodem do dumy i podstawą poczucia własnej wartości. Tak, według mnie, powinno właśnie być. Chociaż ja wielokrotnie spotykam się ze schematami tradycyjnie przypisywanymi mojej osobie, np. co za gówniara, baba, a robi tam głupoty w laboratorium i się mądrzy. No i co z tego? Patrzę na świat, próbuję tego, co bym chciała i za czym tęsknię (Opatrznosc wie z jakimi kiepskimi rezultatami!😃) i żyje dalej. Wciąż z jakąś nadzieja. Głupią?

    OdpowiedzUsuń
  5. Stereotypy, schematy i ocenianie po pozorach, to już nawet nie błędy rozumowania, to jest nieszczęście całej ludzkości, jak mi się wydaje.
    Poczucie swojej wartości mam, ale czy jestem aż dumny z tego, to nie wiem. Nie mam się czego wstydzić i tyle. Ja nie rozpatruje siebie w takich kategoriach, zawsze jest coś co mogłem zrobić lepiej i coś co mi wyszło wspaniale, normalnie jak to w życiu. Nie zrobiłem niczego wiekopomnego, ale wcale z tym nie jest mi źle, starałem się zawsze nie robić nikomu krzywdy i to w sobie najwięcej cenię. Pewnie, obecnie wiele zrobiłbym inaczej niż zrobiłem kiedyś, ale nie mam sobie nic do wyrzucenia i poziom mojego zadowolenia z życia jest wysoki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Poczucie szczęścia jako zadowolenia z życia wiąże się z dodatnim bilansem własnego życia, a ten czasem nieoczekiwanie zmienia się pod wplywem wstrząsów serca lub losu. Dlatego do ostatniej chwili nie będziemy wiedzieć, czy byliśmy szczęśliwi, choć mamy oczywiście prawo do takich odczuć... Tołstoj, nie wiadomo, czy żartem, czy śmiertelnie poważnie, napisał w swym dzienniku, że jak będzie czuł, że umiera z miłością (do świata i ludzi), to mrugnie powieką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez pomyłkę napisałem "do świata i ludzi", a chciałem, bo o to przecież chodzi, "do życia i ludzi"...

      Usuń
  7. Poczucie szczęścia, to dla mnie coś enigmatycznego. To tak jak w starym dowcipie: mąż do żony - zobacz czy kierunkowskaz działa. Żona wygląda przez okno i mówi: działa, nie działa, działa, nie działa...
    Szczęście podobnie, jest, nie ma, jest, nie ma... 😀

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak...😀 Ale jak jest z tym zadowoleniem z życia?

    OdpowiedzUsuń
  9. Zadowolenie z życia to w moim przypadku jest wypadkowa ocena całości. Byłwało różnie, a teraz to praktycznie do szczęścia mi daleko, jednak to co było nie przepadło.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie da się od nich wymigać, nawet bezdomni mają jakieś swoje konieczności...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marzenia.

Rozczarowanie.

Wrażenie.