Śmiertelność.


 „Nadzieją w ostatniej godzinie jest dla człowieka myśl, że więcej nie będzie musiał się narodzić.”
Tales z Miletu
(ok. 635–543 p.n.e.)

Chciałbym się zmierzyć tym razem z tematem śmiertelności, czyli z koniecznością zakończenia życia śmiercią. Minął kolejny, już dziewiąty miesiąc, od śmierci Halinki i to mnie nastroiło do takich rozmyślań. Mówią „abyś źle nie umarł, żyj dobrze”, ale z tego co pokazuje rzeczywistość, taka korelacja nie wynika. Wprawdzie bliskość śmierci powoduje, że już staramy się żyć lepiej, ale to i tak nie ma potem żadnego wpływu na to jak się umiera. W świecie gdzie wszyscy starają się przeżyć za wszelką cenę, trudno się pogodzić tym, że trzeba umrzeć, choć w młodości nikt o tym nie myśli. A potem… potem na ten przykład Sokrates powiedział:
„Bać się śmierci, o szlachetni, jest tym samym co mieć się za mądrego nim nie będąc; gdyż jest to mniemać, że się wie to, czego się nie wie. Nikt nie wie, czy śmierć nie okaże się największym błogosławieństwem dla ludzkiej istoty, a jednak ludzie boją się jej, jak gdyby posiadali niezbitą pewność, że jest największym z nieszczęść.„
Więc jak to jest, błogosławieństwo czy nieszczęście? Dla człowieka, który się spełnił, śmierć jest tak naturalna jak sen. Jednak z tym spełnieniem to nie taka prosta sprawa, a większość ludzi ma z tym problem. Dawniej śmierć była dla mnie czymś co było obecne, ale to inni umierali. Teraz zasiada ze mną na fotelu obok, tam gdzie siadała Halinka i pustymi oczodołami pyta, czy jestem gotowy. I co ja mam jej odpowiedzieć? Na razie mówię, „spieprzaj”, ale nigdy nie wiem, czy posłucha. Żyje się długo, a umiera prędko. Dopóki człowiek może jeszcze widzieć, słyszeć, mówić, myśleć, czuć, żyje w kręgu stworzeń i jest jego częścią. Gdybym zajmował się tylko oswajaniem śmierci, to bym chyba zwariował. I tak chcąc nie chcąc, pewnego dnia przyjdzie mi umrzeć, co do tego nie mam wątpliwości. Im dogłębniej teraz analizuję swoje życie, tym mniej mnie martwi zniweczenie jego przez śmierć. Ciężko jest umierać chyba dopiero wtedy, gdy się tak naprawdę nie żyło. Obecnie towarzyszy mi jasna świadomość śmierci, ale nie odbiera mi to o dziwo radości życia. Jeżeli życie ma wielką wartość, to wyłącznie dlatego, że prowadzi nas do śmierci, nieśmiertelni nie mogą znać wartości życia. „Lękliwy stokroć umiera przed śmiercią; Mężny kosztuje jej tylko raz jeden.”, napisał William Shakespeare. No cóż, na starość, już się śmierci nie boję wcale, ale uważam, że o wiele więcej odwagi wymaga nie bać się cierpienia za życia. A tym którym się marzy, życie wieczne, pragnąłbym zaznaczyć, że nie dlatego zgon jest smutny, że wraz z nim wszystko się kończy, lecz dlatego, że po nim nic takiego się nie zaczyna (Kotarbiński). 😉 


Komentarze

  1. Zostaliśmy wyposażeni w lęk przed śmiercią, mamy wdrukowaną wolę życia. Chcielibyśmy wszystko wiedzieć co do szczegółu, ale nie ma tak dobrze. Pewne sprawy są dla nas zakryte. Bóg niezupełnie się odsłonił, jest dla nas Tajemnicą. I ja się z tym godzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyłem prawie 50 lat z kobietą wierzącą, ja niewierzący. Kochaliśmy się i nie było to żadną przeszkodą. To co Halinka przeżyła umierając, zniszczyło jej wiarę w miłosierdzie boże. A komu jest potrzebny i do czego niemiłosierny Bóg?

      Usuń
  2. Parę słów napisałam ci w najnowszym poście u Nazumiego Moja pisanina pewnie cię już wkurza, to najwyżej sobie daruj🙃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, żadna pisanina mnie nie wkurza, a już zupełnie mnie nie irytuje to, że ktoś ma inne poglądy niż ja, jak umie o nich rozmawiać i ma jakieś rozsądne argumenty. Nikt nie musi przecież myśleć dokładnie tak jak ja, a zawsze można o tym porozmawiać. Nie mam zamiaru Ciebie przekonać, tylko zwyczajne prezentuje to co myślę.

      Usuń
    2. Mam tak samo, i mam nadzieję, że nie odbierasz moich wypowiedzi jako pouczeń, o których niżej pisze Nazumi, bo nimi nie są. Nie roszczę sobie prawa do pouczania kogokolwiek.
      Jedynie muszę wrócić do Danka, w sprawie tych "kilku zbawionych" i "czyśćca", bo tu akurat myli się zupełnie i nie mogę się z tym zgodzić.

      Usuń
    3. ... i może to będą faktycznie pouczenia, ale oparte na Piśmie Św.

      Usuń
  3. Bardzo dla mnie ciekawe rozważania...Ale odbiegają od tego, co ludzie najczęściej chcieliby myśleć. Dlatego nie przyjmują do wiadomości doświadczenia i przeżyć, które były Twoim udziałem, ani refleksji, a chcieliby pocieszać...albo nawet pouczać. W tym pierwszym nie ma nic złego, bo wynika to ze współczucia, a może i z lęku. A pouczanie jest odwołaniem się do wiary i autorytetu w sytuacji, kiedy doświadczenie chciałoby się jakoś zignorować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie jakoś o śmierci nie chcieliby myśleć zupełnie. Tak jakby myślenie o niej ją przyciągało, czy coś. Wydaje im się pewnie, że jak nie myślą to ją trzymają na dystans. Gdyby to tak działało...

      Usuń
  4. Czy jeśli życie dobrze się przeżyło, to łatwiej pogodzić się z nieuniknionością śmierci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To też tak nie działa, moim zdaniem chodzi tu bardziej o odobisty stosunek do tego co się przeżyło, obojętnie czy dobrze czy nie. Łatwiej opuścić coś co nic już nam nie obiecuje, a my z tego nie mamy już ochoty korzystać, widząc, że to co mogliśmy to już wykorzystaliśmy i nic wiecej życie dla nas nie ma.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Marzenia.

Rozczarowanie.

Wrażenie.